sobota, 31 sierpnia 2019

Radości większe i mniejsze :D

W październiku zeszłego roku wysłałam list do WOCSa z moją wielką dumą - liściem z Dimensions. Zaraz dostałam odpowiedź (dokładnie 22 minuty po moim mailu!), że tak im się spodobał, że go wydrukują. Pamiętacie go? Pisałam o nim w 2016 roku (tu) :)



No i tak czekałam i czekałam i nic. W styczniu straciłam cierpliwość i spytałam się, kiedy wreszcie doczekam się publikacji. Odpisali, że mają tyle pięknych prac od hafciarek, że czas oczekiwania na publikację to obecnie 18 miesięcy!!!!!!!!!! WOW! Nigdy tak długo nie czekałam. No i zapomniałam o wszystkim, bo obiecali mnie w mailu powiadomić o publikacji.

W lipcu przypadkiem w 284 numerze WOCSa z traktorem na okładce zobaczyłam swój list i pracę...



Napisałam, że : "Jesień jest moją ulubioną porą roku i że chciałam się z nimi podzielić moim najpiękniejszym wyhaftowanym liściem. Zestaw z Dimensions z kolekcji Reflections o nazwie Złote myśli. Kiedy tylko go zobaczyłam wiedziałam, że muszę go kupić, ale kiedy w końcu go wyhaftowałam, zakochałam się w nim! To jest właśnie magia zestawów Dimensions - po wyhaftowaniu są jeszcze piękniejsze niż się można po nich spodziewać."

Emily odpisała, że: " My też kochamy jesień. Cóź za piękny wzór ze skomplikowanym cieniowaniem i teksturą."

Maila z powiadomieniem napisali do mnie dwa tygodnie po tym jak już widziałam publikację. Z zapytaniem o mój adres i informacją, że nagrodę przyślą po około 4 tygodniach jak się okaże, że nigdzie indziej nie opublikowano mojej pracy.

Szczerość do bólu:P

Nagroda przyszła dziś, czyli po kolejnych 5 tygodniach. A właściwie kilka sztuk :)





W książeczce tylko kilka wzorów.




Z większych radości... następne dwa tygodnie spędzę w Polsce!
Pierwsza delegacja w poniedziałek do Gorzowa Wielkopolskiego, bo tam mamy fabrykę, która rośnie w siłę:) I mój pierwszy duży projekt to właśnie nowa linia produkcyjna w Polsce :)

A jak wrócę z delegacji to wsiadam w Strzałeczkę i ruszam do Katowic!

Do sklikania za przynajmniej 2 tygodnie :)


niedziela, 18 sierpnia 2019

Motylki dwa!

Dwa malutkie hafciki, które powstały w jeden wieczór i sprawiły mi wiele radości.
Zestawy kupione na Handwerkdagen w Rijswijk we wrześniu zeszłego roku.


Długo nie czekały, bo już w marcu były gotowe :)


Od razu wiedziałam w co je oprawię - ramkę kupioną w sklepie ze starociami w Veenendaal, za jedyne 50 centów. Pasuje, nie?




Nie wszystkie backstitche ze wzoru machnęłam, bo mi nie pasowały i już! Ale i tak pewnie nie byłoby widać różnicy jakbym je zrobiła:P

Motylki nadal cieszą moje oczy. Takie małe, a jakie wesołe :)


Ostatnio trochę straciłam wenę do xxx... Ale tyle dzieje się w nowej pracy, że wracam do domu i nie mam siły na xxx. No nic, poczekam i sama wróci! Jak zawsze :) A w międzyczasie nadrobię zaległości blogowe.

wtorek, 13 sierpnia 2019

Spakenburgse dagen 2019

31 lipca w mój wolny dzień między pracą w starej firmie, a w nowej wybrałam się na kolejną super imprezę. Pogoda typowa jak na holenderskie lato - na przemian słońce i deszcz, ale bawiłam się świetnie.
Spakenburgse dagen, bo o tej imprezie Wam dziś opowiem, w tym roku miały swoją 49 edycję. 2 środy w lipcu i dwie środy w sierpniu. Jutro ostatni dzień w tym roku. Za rok koniecznie muszę wziąć wolne i wybrać się!
Już na zjeździe z autostrady zaczęły się korki, ale na miejscu w polu był specjalny parking dla przyjezdnych, a z niego darmowy bus do centrum. Nie jestem pewna, ale wydaj mi się, że byłam jedyną osobą na białych blachach:P 
Spakenburg odwiedziłam już kilka razy wcześniej, a wszystko przez pasmanterię, którą tu znalazłam. W środku sporo dobroci, a prowadzi go starsza pani, która zawsze ubrana jest w tradycyjny strój. Zdjęć z środka nie mam, ale musicie mi uwierzyć, że można poszaleć xxx :)


Ostatnio na wystawie zauważyłam nowe zestawy z Pako, z holenderską Nijntje w bardzo lokalnych odsłonach :)





Ale wracajmy do głównej imprezy! Przystanek autobusowy był na początku deptaka, a tam sporo straganów. Część typowych dla tutejszych sobotnich targów, a reszta to kramy specjalnie z okazji tej imprezy, no i oczywiście stoiska ze starociami i wszelkimi gratami:P


Ostatnio kibbelinga Wam nie pokazałam dokładnie. Oto i on - rybka w panierce. Niebo w gębie!


Do produkcji wafli z syropem niezbędna jest szpachla:)


To właśnie z tych kuleczek ciasta powstaje wafel :)


W garze syrop na ciepło :)


A tu małe naleśniczki, wystarczy duży lejek i odpowiednia forma i gotowe!


Aaaaa! Cukierki z lukrecją! Wszystkie czarne i brązowe! Holendrzy bardzo je lubią i są one o różnej mocy :) Mnie sam zapach odstrasza, ale co kto lubi :D


A teraz przejdźmy do tego co najlepsze! Tradycyjne stroje ze Spakenburga! Niezwykłe! 



Można było też kupić coś dla siebie! Ach te kraty! I te patchworkowe kombinacje!






A tu i inne stoiska z ciekawymi rzeczami.










Panie ostro pracowały, nie marnowały czasu!











Na scenie program był zagęszczony! Od rana do popołudnia co chwilę inny punkt programu!

Były zabawy dzieci, na które niestety się spóźniłam. Ale spójrzcie jak wszystkie pięknie ubrane!





Był zespół, który śpiewał same szanty! 





I zespół taneczny, gdzie Panie dwa razy dziennie tańczymy i za każdym razem do innych piosenek/muzyki.






















Parasole najpierw mi przeszkadzały, ale jak zaczęło padać, a później lało to cieszyłam się, że pod jednym siedzę :D

Później jedna z ochotniczek z widowni została na naszych oczch ubrana w tradycyjny strój! Szkoda, że nie mówię płynnie po holendersku, bo na pewno bym się zgłosiła...


Najbardziej czekałam na pokaz mody połączony z historią jak stroje ze Spakenburga zmieniały się na przestrzeni lat! Nie wszystko rozumiałam, ale nawet samo ogladanie było super! 



Wszystko w kolejności chronologicznej i od razu widać, że pierwsze stroje z okolicy bardzo różnią się od tych obecnie noszonych przez mieszkańców (jak już wspominałam pani z pasmanterii nosi je na codzień!).




Prezentacje z przodu i z tyłu, a nawet pokazywanie guzików przy spodniach! I wszystko szczegółowo omawiane!







I pierwsze usztywniane wdzianka! Kto na to wpadł i dlaczego???







Tu lalka...







A tu prawdziwe dziecko! I też ubrane na ludowo :)





I młode pokolenie z kolejną lalą :)





Na koniec panie z pięknymi torebkami!















Nie wiem czemu pani ubrana na czarno, czy już wdowa, czy po prostu starsze panie chodzą na czarno, ale wyraźnie słyszałam, że ten strój jest "chic" i że prasowania fartucha są w pionie a nie poziomie. Czyli jednak fartuchy są specjalnie tak zaprasowane!!!!!!! A cały czas mnie to gryzło!!!!






I znowu zespół taneczny i panie dały świetny pokaz! 
A zauważyłyście te fryzury i czepki! Nie tylko stroje są wyjątkowe!






Samo miasto też jest wyjątkowe, bo słynie z tradycyjnych łodzi, które nie tylko tu pływają, ale są też i serwizowane. W ramach imprezy można też było sobie wykupić krótki rejs na jednej z nich.












Prawie cały dzień spędziłam w Spakenburgu. Poznałam nowe koleżanki :)


Kupiłam sobie małą torebkę na pamiątkę!


Wcięłam wafla na ciepło, odwiedziłam pasmanterię i sklep z pamiątkami, gdzie powiększyłam kolekcję o trzy nowe sztuki!





Miasteczko obecnie to połączenie dwóch miasteczek, więc na mapie istnieje jako Bunschoten - Spakenburg. No i wg Rodzicków to najfajniejsze i najładniejsze miasto w Holandii :) 

Tyle na dziś! Do sklikania!

P.S. Jeśli gdzieś się machnęłam, to jutro poprawię wszystkie byki! Ale dziś już pora do łóżeczka:) Do nowej roboty dojeżdzam Strzałeczką, więc koniec z drzemkami w pociągu...