wtorek, 10 lipca 2012

I wszystko po staremu...

Czyli 24h w podróży klasą ekonomiczną.


 


Ale jeszcze jak mnie Katowice pożegnały. 1 lipca zaraz przed meczem finałowym ME, nad Katowicami przeszła nawałnica, która skutecznie zmiotła strefę kibica spod Spodka. U nas za oknem wyglądało to tak.


DSC02640


Po wszystkim słońce tak zachodziło nad Stadionem Śląskim.


DSC02645


A 4 lipca, w noc przed moim wyjazdem nad Katowicami panował księżyc. Katowice, będzie mi was brakować:(


DSC02720


 


Podróż do Michigan zawsze zaczyna się w środku nocy. Pobudka po 3 nad ranem, a już przed 4 ruszamy na lotnisko. Mgła wielka, tata się zastanawia czy samoloty będą normalnie latać. O dziwo lotnisko o tej porze nigdy nie jest puste. Zwykle najwięcej chętnych jest na loty tanimi liniami lotniczymi, takimi różowymi samolotami:P


Przed kontrolą taka miła zachęta od Dziennika Zachodniego. Chciałabym tu gibko wrócić:(


DSC02726


Jeszcze smutne pożegnanie, macham do rodziców i znikam za bramką. Po 6 samolot startuje do Frankfurtu. Mgła nadal się nie poddaje.


DSC02728


Ostatni look na Śląsk:( Papapa, do zobaczenia w przyszłym roku!


DSC02730


Lot jak zwykle opóżniony – tym razem powodem spory ruch we Frankfurcie. Jak dolatujemy, to samolot kołuje jeszcze nad miastem, chyba rzeczywiście dużo dziś samolotów. Prawie 1,5h lot „umila” mi pasażerka za mną. Jeszcze przed odlotem popija wódkę, a później chrzani jak to w przypadku jakiejś katastrofy zapięte pasy nic nam nie pomogą. A na koniec zastanawia się czy pilotowi starczy pasa startowego do wylądowania? Takich ludzi nie powinni wpuszczać na pokład.


Na terminal wkraczamy kilka minut po 8. Teraz ta „najciekawsza” część mojej podróży czyli jakieś 6h czekania na samolot do Detroit. Co robię przez ten czas? Na zmianę siedzę lub chodzę od jednego końca terminalu Z do drugiego. Zwiedzam wszystkie sklepy, kibelki też:P Obserwuję odloty samolotów do największych miast w Stanach i ze znużeniem patrzę na zegarek. Czas mija cholernie wolno – jak oczy mi się zamykają i chce mi się spać to ruszam na kolejną rundkę po terminalu. Wcinam drożdżówki z Tesco i marzę, żeby już się znaleźć w moim apartamencie na kampusie.


Przed 14 pojawiają się panie z Lufthansy i wiem, że w ciągu pół godziny będę już na pokładzie airbusa. Tym razem lecę moją zwykłą klasą, czyli ekonomiczną. Słuchawki już leżą na fotelach, więc nie muszę się nudzić czekając na stewardesę i od razu włączam pierwszy film. Pilot jeszcze nas informuje, że samolot będzie opóźniony, ale i tak na czas dolecimy do Detroit.


Żegnaj Europo na rok! Frankfurt, widzimy się w maju!


DSC02739


Nie wiem co się stało, ale niedługo po starcie, wraz z preclami już rozdają deklaracje do wypełnienia, bez których wstęp do Stanów jest niemożliwy. Zwykle rozdawali je dopiero nad Stanami, ale może ludzie nie wyrabiali z wypełnieniem dwóch kartek? Na lunch trzeba długo czekać, już oglądam drugi film. Oj, a taki „pyszny” jest, że aż ślinka cieknie:P Pomimo 3 drożdżówek zjedzonych na lotnisku, jestem cholernie głodna i wymiatam wszystko z plastików.


DSC02740


To spagetti wygląda bardzo znajomo, co roku je wcinam i co roku wygląda tak samo:P Do wyboru jest też kurczak z ziemniakami, ale wolę już nie ryzykować.  Kiedyś byłam odważniejsza i ledwo co to danie zjadłam:(


DSC02742


Kolejny film i zgaszają światła w kabinie. Takie niby „sleeping time”. Kobitka siedząca za mną wciska mi prawie pod nos swoją stopę. Hmmm, uwielbiam takie atrakcje:( Choć tym razem mam szczęście i nikt obok mnie nie siedzi, więc mogę się wyciągać ile chcę.


Film jest tak „fascynujący”, że przesypiam pierwsze 30 min i jak się budzę włączam inny. W czasie następnego filmu podają przekąskę. Tym razem pizza, do wyboru z kurczakiem lub z serem. Sam steward mówi, że ta z serem lepiej smakuje, choć i tak wiem, że kurczaka trzeba się wystrzegać, bo jest to jednorazowa przyjemność:P Pierwszy raz wcinam pizzę z marchewką i groszkiem. No cóż, nie można marudzić, bo inaczej brzuch będzie burczał.


DSC02743


Ponad godzina do lądowania, więc oglądam jeszcze jeden odcinek „Z archiwum X”. Kończy się na tyle szybko, że mogę jeszcze popodziwiać Detroit z lotu ptaka. Lądujemy bez problemów. Jeszcze tylko kontrola celna i będę na ziemi amerykańskiej. Wszyscy grzecznie stoją w kolejkach czekając na sprawdzenie odcisków palców oraz obowiązkowy uśmiech do kamery i kolejne zdjęcie. Może część z Was to zdziwi, ale Amerykanie przechodzą tą samą kontrolę (odciski i zdjęcie).


Po odebraniu walizki, ostatnia kontrola – pytają się ile mam kasy, słyszę, że za 10$ niedaleko zajadę taksówką. I coś czego od kilku lat nie było – ponowna kontrola bagażu, bo przecież mogli w Europie źle prześwietlić:P


Czując własny żołądek po „pysznym” jedzonku, mijam bramki końcowe, nawet nie patrzę na twarze ludzi czekających na wyjściu, bo wiem, że nikt na mnie nie czeka. I spokojnie ruszam ku wyjściu, bo wiem, że mam jeszcze godzinę do autobusu. Żołądek przekręca mi się już na drugą stronę, ale trzeba coś do niego wrzucić, więc na ruszt idzie kolejna drożdżówka. Autobus przyjeżdża punktualnie i jak co roku przesypiam 2h jazdy. Budzę się na ostatnim przystanku i jestem w mojej dziurze. Nawet trochę się za nią stęskniłam:) Mykam do Mariotta, żeby zadzwonić po taxi. Czekam chyba 30 min, bo kierowca, który miał po mnie przyjechać zadzwonił do konkurencyjnej firmy i wysłał kogoś innego po mnie. Ciekawostka, nie? Po 22 (w Polsce 4 rano) docieram wreszcie do domu. Jestem wykamana, ale jeszcze muszę iść do pralni po wodę z filtra, bo inaczej nie mam co pić. Moja lodówka wygląda jak 4 lata temu, jak tu pierwszy raz przyjechałam – samotny galon wody w niej stoi. Spożywczak już zamknięty od 2h, więc na zakupy mogę liczyć dopiero jutro rano, zresztą i tak nie byłabym w stanie nic wrzucić do żołądka, bo czuję jeszcze „przysmaki” od Lufthansy:P Jeszcze tylko mail do rodzinki, że jestem na miejscu i mogę iść spać. Dobranoc, od jutra zaczynam 5 rok pobytu w Stanach.


 


Nie lubię latać z powrotem do Stanów, z roku na rok jest mi coraz trudniej, a i moim rodzicom też coraz ciężej odwozić mnie na lotnisko i wracać beze mnie do domu:( Niestety te kilka tygodni wakacji za szybko minęły. A dopiero co z wielkim uśmiechem na buzi leciałam do domu. Teraz znowu 10 miesięcy oczekiwania na kolejne spotkanie:(


 


Na koniec jeszcze krótkie recenzje filmów, które obejrzałam na pokładzie samolotu. Lecieliśmy 8h plus jakieś 30-45 min na płycie lotniska we Frankfurcie i udało mi się obejrzeć 4 filmy, 1 serial i 30 min pewnej chały:P


 


Pierwszy film, który wybrałam to „The hunger games”. Książki nie czytałam, przeczytałam tylko recenzje i byłam ciekawa tego filmu. Zrobiony po amerykańsku, od strony realizacji nic mu nie można zarzucić, ale czy mi sie podobał? Nie wiem, mam mieszane uczucia, bo pomimo, że uwielbiam książki i filmy syfy czy fantasy, to ten film nie wzbudził mojego entuzjazmu. Krótko mówiąc – nie uważam, że straciłam te ponad 2h z życia, ale nie obejrzałabym go drugi raz.


real-life-hunger-games


Drugi film wybrałam z powodu Katherine Heigl. Lubię ją już od czasu „Roswell”, a i „Chirurgów” zaczęłam oglądać z jej powodu. W „One for the money” wygląda tragicznie – fryzura jest koszmarna, ale i tak jest sympatyczna:) Komedia niskich lotów, ale mnie się podobała i nieco się pośmiałam:)


one-for-the-money-poster


Trzeci film, to wg mnie tragedia! Pamiętam jak bardzo był promowany w Stanach. Czytałam też recenzję, z której dowiedziałam się jak drogi to film. „John Carter” był tak "interesujący", że po 5 min zasnęłam:P Jak się obudziłam po jakiejś półgodzinie, to stwierdziłam, że nikt mnie nie zmusi, żeby ten badziew oglądać dalej.


MPW-72656


Czwarte podejście takie „se”. „Wrath of the Titans” czyli kontynuacja „Clash of the Titans”. Pierwszą część widziałam też na pokładzie samolotu, kiepska była, ale nie na tyle, żebym zasnęła. Kontynuacja niestety jeszcze gorsza:( I do dziś się zastanawiam dlaczego Liam Neeson gra w takiej chale? Zresztą jako Zeus nie bardzo mnie przekonuje.


wrath-of-the-titans-poster-2-406x600


Na koniec wybrałam film, którego nie kojarzyłam po tytule, ale jak już przeczytałam, że gra w nim Reese Witherspoon, to przypomniało mi się, o co w nim chodzi. „This means war” to typowa komedia romantyczna, Reese umawia się z dwoma facetami, którzy są najlepszymi przyjaciółmi i nie umie się zdecydować, którego wybrać. Pamiętam, że film ten miał premierę jakoś w zimie, ale pasuje też jako komedia na lato, bo niewiele wymaga od widza. Cóż, przyjemnie się oglądało, pośmiałam się i jakoś od połowy podejrzewałam którego wybierze:P


This Means War


I jeszcze mała dygresja co do „Z archiwum X”. Kurka, jak leciał w tv to raczej nie oglądałam, bo później wyjście do ubikacji było straszne, bałam się ciemności:P A teraz co? Głupie to to i nawet nudnawe. Jak to się gusta z wiekiem zmieniają:P


 


Wpis dzisiaj wyszedł taki bardziej smutny niż chciałam, ale trudno, tak właśnie przeżywam lot w tą stronę.


 


ella1101 – Nie wiem jak w Kanadzie, ale w Stanach wystarczy się zapisać na stronie DMC do programu mentor i po 2-3 miesiącach otrzymuje się bezpłatnie taką przesyłkę:)


alex_sue – Hmmm, a napisałaś przynajmniej jednego maila do CS z zapytaniem co z nagrodą, czy tylko cicho siedziałaś i czekałaś czy dojdzie? Jak do mnie nagroda nie dochodzi w ciągu miesiąca to zaczynam być namolna i piszę maile co 1-2 tyg i dopytuję się co się dzieje. Jakbym tak nie robiła, to połowy nagród nigdy bym nie dostała. Smutne to, ale nie tylko ja miałam takie przygody. Kilka dziewczyn też o tym pisało na swoich blogach:(


iskierka_duszy – Z zawieszeniem bloga to ja tylko żartowałam i zaraz sprostowałam:P


carse – A w Michigan nic nie pada. W kampusowej rzece coraz mniej wody, dno widać już wyraźnie, a w niektórych miejscach pojawiają się wysepki.

1 komentarz:

  1. Gość: bk110, *.internetdsl.tpnet.pl
    2012/07/10 09:38:53
    Cieszę się, że dotarłaś do domu bez większych przygód, choć szkoda, że nie trafiło CI się tak jak w tą stronę :-)
    Co do powrotów... rozumiem Cię doskonale. Sama wyjechałam z rodzinnego miasta co prawda nie aż tak daleko a tylko 400 km ale też jestem tylko raz do roku i wyjazdy są ciężkie.
    Co do Twoich opinii o filmach są zadziwiająco zbieżne z moimi :-) Nie oglądałam tylko One for the money ale Katherine Heigl polubiłam bardzo w Roswell więc pewnie oglądałabym z przyjemnością.
    Pozdrawiam serdecznie
    Beata
    p.s. maila Ci już wysłałam.


    edytadzik24
    2012/07/10 10:17:41
    Ania ten lot a lot do Polski to niebo a ziemia haha :) Tu jedzonko bardziej przypomina fast foodowy niewypał w plastiku a tam porcelana i pełna klasa. Niezłe porównanie.
    Nie wiem czemu ale byłam przekonana, że zostajesz do września i nacieszysz się bliskimi, a to rach ciach i zleciało :( współczuje tej rozłąki i Tobie i Twoim bliskim.

    Co do pogody rzeczywiście afrykański klimat dotarł wszędzie haha. U nas już się ochodzilo o dziwo, ciekawe na jak długo, za to zalało nam kilka miejscowości, zniszczyło wszystko, plus gradobicia i na dodatek pożar wielkiej hali produkcyjnej i magazynów w moim miasteczku rodzinnym , normalnie kataklizm ;/ eh.

    Miłego tygodnia :)


    truskawki2701
    2012/07/10 11:35:04
    Z każdym dniem jesteś coraz bliżej powrotu? Ile zamierzasz jeszcze mieszkać w USA? Bo chyba jest to raczej przejściowy czas ;D
    Pozdrawiam, Iwona


    anna-kalinska
    2012/07/10 13:24:54
    Udanego pobytu i odpoczynku po tak długiej podróży!
    Pozdrawiam.


    Gość: Plichcia, 89.204.138.*
    2012/07/10 13:59:15
    Cóż można napisać.... bardzo się cieszę, że wróciłaś - niekoniecznie do USA, ale będziesz częściej blogować :). A do maja czas szybciutko zleci - zobaczysz.
    Pozdrawiam :D


    4.mar.chewka
    2012/07/10 14:18:23
    Skoro nie lubisz przymilajacych komentarzy to ja na poczatek cie poprawie. Ten makaron ktory ci podali na obiad to nie jest w zaden sposob spaghetti.
    Jesli chodzi o opuszczanie rodzinnego gniazda to ja tez przez pierwszych pare lat mialm tak jak ty trudnosci z powrotami do Wloch po urlopie spedzonym w Polsce.


    Gość: , *.anonymouse.org
    2012/07/10 15:00:17
    To jedzenie wyglada okropnie. Ja to przewaznie nic nie jem, poslilam sie jakimis krakersami, kanapkami itp. Moj tesc zawsze sie zalatwi jakims jedzeniem w samolocie, do tego stopnia, ze z kibelka pozniej nie wychodzi :(. Pozegnania sa okropne!! Ja juz zazwyczaj wylewam lzy dzien przed wylotem z Polski. Juz samo pakowanie mnie dobija... No i pierwszy dzien w Stanach tez do najprzyjemniejszych nie nalezy, pozniej juz sie przyzwyczajam :P.
    Aniu dziesiec miesiecy minie bardzo szybko i znow zobaczysz sie z rodzinka :)

    Pozdrawiam
    Pagatek


    damar5
    2012/07/10 15:18:47
    Zdjecia z samolotu cudne i chyba tylko to :( bede dmuchac mocnoooooooo by czas jak najszybciej zlecial ;-)
    Poz.Dana


    svea1
    2012/07/10 18:49:32
    Sama nie wiem, co napisać? Dobrze, ze jesteś TAM, bo gdy byłaś TU, to nie było co podczytywać:) Żartuję, ale z niecierpliwością czekam na kolejne opowieści, także te samolotowe. Czy próbowałaś kiedyś wyszywać na pokładzie? To lepsze niż głupawe filmiki.


    aeljot
    2012/07/10 22:26:24
    Witaj :)


    madziorek-myslipisane
    2012/07/27 19:46:53
    udanego pobytu, szybko zleci ;-)

    OdpowiedzUsuń