wtorek, 28 lutego 2023

Czas wracać do żywych :)

Oj, oj, olałam bloga w ostatnich dwóch miesiącach, ale działo się! Rodzinka była u mnie do 8 stycznia, a 9 stycznia zaczęłam się włóczyć! Najpierw pojechałam na północ Europy i wreszcie dotarłam do wymarzonej Skandynawii. Później na kilka dni wróciłam do NL. Zwiedziłam jedne z dwóch najbardziej znanych pól wiatraków - Kinderdijk, a następnie ruszyłam na południe. Południe od NL, a nie południe Europy. I w ten sposób w styczniu machnęłam prawie 4,5 tys. km w kochanym Sreberku. Zdjęć mam sporo, ale muszę się jeszcze trochę pozbierać zanim się nimi z Wami podzielę. Z ostatniej wycieczki niestety wróciłam zatruta, ale 1 lutego dzielnie ruszyłam do nowej pracy. I wreszcie czuję, że znalazłam odpowiednie dla siebie miejsce :) Niestety w lutym znowu choroba mnie złapała, powoli wychodzę z covida, ale jeszcze zanim padłam byłam na targach robótkowych w Zwolle. Po 3 latach od ostatniego razu udało mi się tam trafić. Poniżej krótka relacja ze stoisk i z mojego szaleństwa zakupowego. Oj, styczeń i trochę lutego to było spore szaleństwo finansowe, ale i naoglądałam się tylu ciekawych miejsc, sporo przygód przeżyłam, poznałam swoje kolejne granice. No i wciąż mi mało, więc już planuję kwietniowy długi weekend, bo w tym roku Dzień Króla wypada w czwartek, więc mogę się gdzieś dalej ruszyć. Z covidem, zatruciem i zębem mądrości też dałam sobie radę, więc nie ma mocnych na Pieguchę! Zresztą czas wracać do żywych, bo za niecałe 2 tygodnie rodzinka nadchodzi i zaczniemy wielkanocne świętowanie :P


No to spójrzmy na Handwerkbeurs! Zwolle było w tym roku po raz ostatni miejscem targów, nie wiadomo, gdzie będą w przyszłym roku, poza tym, że w NL. Ale dla mnie nigdzie nie jest daleko :P

Na targi pojechałam w sobotę 11 lutego. Handwerkbeurs to targi robótek tekstylnych.


Aż byłam w szoku, że swoje własne znaki drogowe mają :P Choć drogę na parking znam, bo byłam tu już kilka razy!


Przed wejściem na halę jeszcze chwyciłam plan.


Zaznaczyłam sobie najciekawsze stoiska, czyli te z rzeczami do haftu krzyżykowego i czekałam na 10:00 na otwarcie!


W tym roku chciałam się po prostu nacieszyć samymi targami, dlatego zdjęć zbyt wielu nie cykałam. W planach miałam później jeszcze powłóczyć się po Zwolle, bo to jedno z moich ulubionych miast w NL. Piękne jest, więc jakbyście kiedyś były w NL to polecam! Zdecydowanie ciekawsze niż przereklamowany Amsterdam :P

Stoisk xxx w tym roku mniej niż przed pandemią:( Część firm/sklepów zamknęli, zwykle z powodu przejścia na emeryturę. Ale są i przypadki, gdzie właściciele chyba bardziej przeszli na działalność online i głównie żyją z wysyłek. Szkoda, ale wiemy, że pandemia wiele zmieniła w codziennym życiu, więc i zrozumiałe, że xxx też się zmieniło.





Im później tym więcej się działo, bo jak na każdych targach, tak i tu odbywało się wiele warsztatów. A i odwiedzających przybywało.











Każde ze stoisk xxx miało nowości z Bothy Threads, zestawy do xxx z dołączonymi tamborkami, które w styczniu oglądałam online w wielu sklepach. 



Mała wystawa patchworków też tradycyjnie była. Szkoda tylko, że upchnięta w kącie :(


No i cyknęłam sobie pamiątkowe zdjęcie, bo tym razem Michaela Powella zabrakło do kompletu. Chyba Brexit dał mu w kość :P









Poniżej to też hafty xxx, choć wyglądają jak obrazy olejne.











A tu holenderskie stroje typowe dla mojej okolicy/prowincji, czyli Geldrii. Zwolle leży 90km ode mnie, w innej prowincji, więc nieco się zdziwiłam. Oj takie czepki i koronki to widziałam u mnie w muzeum!





A teraz moje szaleństwo zakupowe! Poszalałam, a co! Cytując Matkasa; raz się żyje, a później się straszy!


Kanwy jakich jeszcze nie miałam - lniana z połyskiem, w srebrne gwiazdeczki i dwie górne lniane od Zweigart. A materiały w krateczki marzyły mi się odkąd Edyta je kupiła na tych samych targach w 2019 roku jak przyjechała do NL. 


To te same kanwy, ale na zdjęciu powyżej ich prawdziwy kolor. Hmm, nawet nie wiedziałam, że lniane mogą być w kolorach :)


I właśnie nowości od Bothy Threads. Kupiłam 3, które sobie wcześniej upatrzyłam online. A motyl z Orchidei był za jedyne 6 euro, więc musiałam go przygarnąć :P


Na książki rzuciłam się w pierwszym momencie, bo tak jak podejrzewałam były to już ostatnie sztuki na stoisku. A sklep znam, bo odwiedziłam ich w Gent, w Belgii, ale wielki bajzel mają i na targach łatwiej cokolwiek znaleźć niż w ich sklepie stacjonarnym. 


Puszkę widziałam online w czasie pandemii. Była gratis przy zakupie mulin za 50 euro!!! Teraz kupiłam 10 sztuk i też była gratis. Pani się śmiała, że gdzieś jej się podziała i przed targami znalazła karton z 10 puszkami! Ha, ja to często mam szczęście! Koliberka do nawlekania nitek widziałam w Szwajcarii, ale kosztował 2x tyle co tu, więc nie myślałam długo. Na pistacjowy makaronik do igieł od Clover też czaiłam się od kilku lat, ale nie chciałam go samotnie zamawiać online. Na szczęście był na stoisku, gdzie panie miały wiele akcesoriów od Clover. A mulinę metalizowaną Madeira dostałam gratis. To też różnica. Kiedyś sporo gratisów można było dostać na targach, teraz prawie nic....


Torba to drugi gratis. Sklep znam i lubię. Matka właścicielki już mnie zna, bo czasem i osobiście odwiedzam ich siedzibę w Ammerzoden. I zawsze pani się dziwi, że 1h jazdy autem to dla mnie niewiele. Oj, Holendrzy są leniwi. A dla mnie zawsze powód żeby się ruszyć z domu, jak mogę odwiedzić nowy sklep z xxx i zobaczyć nową okolicę. W Ammerzoden jest fajny zamek, którego nigdy bym nie odwiedziła, gdyby nie ten właśnie sklep!


A tu torba z robótkowego sklepu w Szwecji pełna pamiątek ze Skandynawii i nie tylko :) To taka zajawka wpisu ze styczniowej włóczęgi po Europie :) 


Dużo zdrówka wszystkim i do zobaczenia! Pomimo chorób trochę xxx, bo wtedy czas do wyzdrowienia się skraca. No i kto by pomyślał, że przez 3 lata pandemii nie dałam się, a teraz jak ogłaszają, że covida już nie ma, to go złapałam :( Dziadulec już se poszedł, ale słaba jestem, ale na xxx po pracy z domu sił trochę zostaje :)