czwartek, 25 marca 2021

Zwarte Kaat & De Heksenboom

Dziś czas pokazać Wam moje ostatnie dwie prace z 2020 roku! Haftowane na przełomie października i listopada. Także wydało się, w grudniu nic nie haftowałam :P Rodzinka zawsze mnie za bardzo zajmuje i nie mam czasu na xxx :P

A co haftowałam w okolicy halloween? Przodkinie! Plany miałam już od 2015 roku, kiedy zobaczyłam je w gazetce! 

Piękne są! Ale pomysł z haftowaniem na ręczniku nieciekawy.

Mój pomysł zdradziłam Wam w 2017 roku we wpisie z wieloma planami xxxx :)

 http://pieguchowo.blogspot.com/2017/09/w-tym-szalenstwie-jest-metoda-czesc-2.html

Kanwy marmurkowe od DMC, tamborki "drewniane" i czarna mulina. Na zdjęciu Anchor, ale finalnie xxx Ariadną :)


Gazetkę mam, ale wolałam sobie wydrukować wzory, żeby prościej "operować" nimi niż całą gazetką. 


Fajnie się je haftowało! 


Do końca nie byłam pewna, czy dobry rozmiar tamborków kupiłam, więc przymiarki w trakcie pracy były :D


Cudne wyszły! 




Na oprawę musiały nieco poczekać, ale jak się już zabrałam w zeszłym tygodniu to w jeden wieczór były gotowe. W zeszły piątek, bo w sobotę zabrałam je na wycieczkę!




Nieco zmieniłam im "popiersia", bo w oryginale wyglądały jakby miały lacliki :P Moje wyszły szlachetniejsze! I usunęłam włosy z nosa i brody. To że jest się wiedźma, wcale nie znaczy, że trzeba być zaniedbaną!




A gdzie pojechałyśmy? Pod belgijską granicę! Do Bladel! Odwiedzić Zwaarte Kaat, czyli Czarną Kate. 
Znalazłam ją przez przypadek, szukając na necie ciekawych miejsc do odwiedzenia w Niderlandach. No i jak na nią trafiłam, to wiedziałam, że zabiorę moje dwie wiedźmy do niej!

Legenda Czarnej Kate, skopiowana  stąd i wrzucona do google translatora, także przepraszam, że po "polskiemu" a nie po polsku, ale z lenistwa nie będę nic poprawiać.

"Kiedyś sprawiała, że ​​Kempen był niebezpieczny, teraz jest ukryta w naturze Kempen. Jeśli przyjrzysz się uważnie, znajdziesz ślady jej przeszłości. Udaj się na polowanie, odkryj jego historię i staw czoła jego żądzy bogactwa, dobrobytu, szczęścia i błogości.

 Zwarte Kaat, „wiedźma z Hellenende”, pod koniec XVI wieku wraz ze swoimi wspólnikami splądrowała gospodarstwa i kościoły. Zaatakował również jej gang sprzedawców. W tym regionie nikt nie był bezpieczny. Ze swoimi kruczoczarnymi włosami i brzydkim zakrzywionym nosem zostawiła ślad zniszczenia.

 To, co ukradła, zostało pożarte wraz z mężem Bruno i członkami gangu. Wielokrotnie dawało im to siłę, by z powodzeniem szaleć w nocy. Często plany gangów zostały ukute w najgłębszej tajemnicy w młynie wodnym, niedaleko Hoeve Ten Vorsel. Zabytkowa bukowa aleja w pobliżu farmy jest nadal niemym świadkiem wszystkich nalotów.

 Pewnego dnia Zwarte Kaat przekradł się bukową aleją do Hoeve Ten Vorsel, aby ukraść specjalnego noworodka w środku lasu. Dziecko Thomas urodziło się „w welonie”. Chłopiec urodził się z błoną porodową na głowie, czyli „hełmem”. Tomasz mógł zatem patrzeć w przyszłość i przynosić szczęście. Szczęście było po jego stronie, który ochrzcił go w ciągu jednego dnia. I tak Czarna Kate ukradła szczęśliwego dziecka Thomasa i uciekła. Tej nocy ochrzciła dziecko jako własnego syna w Opactwie Postel.

Thomas Ten Vorsel okazał się błogosławieństwem. Czarna Kate została na szczęście nagrodzona za dwa siedem świętych lat. Potem fala się odwróciła i zwiastowano skończoność jej błogości. Nie potrzebowała już Thomasa, ponieważ nie przynosił już szczęścia. Na szczęście Thomas zdołał uciec do opactwa Postel, w samą porę, aby ostrzec przyjaznych ojców o brutalnych planach rabunku jego „matki”.

 W międzyczasie Black Kate odwiedziła opactwo, rzekomo po to, by napić się piwa, nie wiedząc, że w międzyczasie ostrzeżona armia jest w pogotowiu. Była uwięziona. Planowany rabunek cennych złotych monet nie powiódł się. Wszyscy członkowie gangu zostali powieszeni pod bramą opactwa.

Czarnej Kate udało się cudownie uciec i szukać szczęścia pod powalonym drzewem. Jakby diabeł się nim bawił, otaczające drzewa porwała błyskawica.

 Pozostało jedno duże koło z Czarną Kate pośrodku. Zdradzony przez ogień przywódca wciąż został złapany, ścięty i pochowany daleko poza świętą ziemią wioski; bez krzyża, na wrzosie pod gałązką. Woda jęczmienna płynęła wtedy swobodnie. W końcu wszyscy zostali uwolnieni od czarnego zła na dobre. Przynajmniej tak myślą.

Czarna Kate żyje! Jego dawna siedziba w 't Helleneind w Bladel jest tego dobitnym dowodem. Czarownica z Hellenende nigdy nie odeszła. Jest głęboko zakorzeniony w lasach Kempen. Wygląda na to, że została pochowana pod kapryśnym Drzewem Wiedźmy, które kiedyś było tą małą gałązką, w posiadłości Ten Vorsel.

 Daj się zaskoczyć Zwarte Kaat i ciesz się jej legendą, którą Kempen opowiadają od pokoleń. Ale uważaj na jej przebiegłe słodkie pokusy. W końcu jest i pozostaje bezlitosna i ma wiele twarzy. Musiałeś zasmakować jej historii: szorstkiej i bez wyrzutów sumienia.

 Według wtajemniczonych ma znacznie więcej do zrobienia. Stój spokojnie, słuchaj i drżyj. Poczuj jej oddech na wietrze, usłysz jej szorstki głos w lesie, posmakuj jej natury, wejdź na górę i ciesz się jej podbojami! "


Na miejsce dotarłam po około 1,5h jeździe. Bladel to malutkie miasteczko, a pomnik Zwarte Kaat znajduje się na głównym placu, zaraz naprzeciwko informacji turystycznej!


Malutka jest, a udaje groźną!


Choć na twarzy uśmiech jest!


I nawet podpisali, że to Zwarte Kaat!



Nie miałam pomysłu na sesję, i rąk mi nieco brakowało...




Ale z profilu podobna do obu dziewczyn z moich haftów :D



Zrobiłam kilka rundek po miasteczku, bo było sympatyczne, a pogoda piękna! No i tłumów nie było, więc spokojnie mogłam się nacieszyć dniem.

Jak w każdym miejscu w Nl i tu strzałki, żeby poruszać się prawą stroną.




W Nl w wielu miejscach widziałam już takie ceramiczne ławeczki :)



Kobieta z kurami mogłaby się spokojnie zaprzyjaźnić z moim chłopem z Ederveen, którego tata nazywa chłopem z jajami :P Pokazywałam go we wpisie z sową (tu).


Prawda, że pasują do siebie? Szkoda, że dzieli ich 130km.


A tu właśnie informacja turystyczna, do której udało mi się dostać! Jak już Wam pisałam, zakupy w Nl tylko po umówieniu telefonicznym. No więc najpierw obejrzałam wystawę, a później zadzwoniłam do pani, która siedziała w środku i pokiwałam jej przez drzwi. Wpuściła mnie, wpisałam się jako jedyna na listę sobotnich klientów i poszalałam w ciągu kilku minut.


A później znalazłam jeszcze jeden ciekawy sklep, do którego też umówiłam się na wizytę, ale musiałam poczekać 2h na termin wejścia :P Dlatego kilka rundek zrobiłam po okolicy:P Musiałam coś kupić z tej wystawki!


Magnesik już na zamrażarce, a reszta też wypróbowana. 


Z czajniczka wychodzą 3 filiżanki herbatki:)


Wiedźma na miotle pociąga prosto z gwinta, ale ja sobie nalałam niebieskie Hugo z Lidla :P



A kubek jest idealny na mleczko! Co wieczór popijam :D


W miasteczku podobały mi się też ławki z panelami słonecznymi! 


Z których można doładować sprzęt przez wyjście USB


albo zwykłą wtyczkę 230V. 


Po dogłębnym zwiedzeniu Bladel pojechałam do lasu na obrzeżach miasteczka. Wg legendy pod de heksenboom pochowali Zwarte Kaat, po tym jak skrócili ją o głowę.
Sreberko postawiłam pod knajpą, gdzie tłumy stały po żarcie i napoje na wynos i ruszyłam spacerkiem do drzewa! Miły spacer, ale tłumnie było i wszyscy szli do wiedźmowego drzewa :P




A drzewo nie tylko znane dzięki Czarnej Kate, ale też w 2019 zostało europejskim drzewem roku! Na pamiątkę jedna jedyna ławka w całym lesie. Też tłumnie oblegana :P Musiałam poczekać aż się zwolni, ale później posiedziałam sobie na słoneczku :)





Jak tylko jedni poszli, a inni jeszcze nie doszli, udało mi się cyknąć kilka zdjęć:) Nie spodziewałam się, że de heksenboom jest tak popularne!





Nie wiem czy to wpływ Kaat, ale nie tylko pod jej drzewem, ale w całym lesie były "krwiste" żołędzie.


Dzień był bardzo udany, a zakończyłam go wieczornym seansem Sleepy Hollow Tima Burtona z Deepem i Ricci w rolach głównych. Już zapomniałam jaki to fajny film i w klimacie legendy Zwaarte Kaat :)


To jeszcze wspominki tematyczne, bo teraz rodzinka tam pomieszkuje w czasie remontu swojego M. We wrześniu podczas osobistej przeprowadzki, nacieszyłam się moimi starymi halloweenowymi hafcikami :)
Pięknie pasowały do lawendowej sypialni. Tu jeszcze przed zakupem nowych firanek i zasłon.


A w kuchni, gdzie miałam biuro w godzinach pracy, mogłam sobie inne hafciki przypomnieć :D


Plany na święta wielkanocne powoli już robię. W tym roku znowu będziemy je spędzać osobno, ale jest radość, bo moje 3 robaczki już zaszczepione! Pierwsza dawka w tym tygodniu, kolejna w czerwcu! Strasznie się cieszę i czekam aż w Nl przyjdzie moja pora.... A w święta nie zamierzam siedzieć w domu, ale ruszyć się kilka razy :D
Hmmm, tylko gdzie jechać w najbliższą sobotę? Ma padać, ale w domu nie będę kiblować! O nie!


Labores, oto właśnie mój ulubiony Van Gogh z frytkami w Amersfoort :)


Jeden z trzech punktów w mieście, ten to A.