środa, 18 listopada 2020

Misie Pysie :)

 Chwilę mnie tu nie było, bo miałam inne zajęcia :P W pracy strasznie dużo roboty i ostatnie dwa tygodnie sporo nadgodzin wyrobiłam. Szkoda tylko,  że w Holandii ani za nie nie płacą ani nie można ich odzyskać. 

Ale rozrywkowo też poszalałam, głównie na rowerze. W końcu po odbiorze z naprawy mam teraz mocne przednie światło na dynamo, więc wczesne wieczory mi niegroźne. Znowu szaleję po 15-20 km po pracy, a dwa weekendy temu jeszcze bardziej. Pobiłam własny rekord. Zakładałam 33km w jedną stronę i nieco mi tego urosło :P A wybrałam się do Culemborga, bo lubię to miasto i fajna pasmanteria tam jest :P

Także rano ruszyłam w malowniczą trasę przez park narodowy, 



później groblą wzdłuż Renu.




Małe zakupy po drodze :)



Przeprawa promem na drugą stronę.


Jechałam według znaków do scieżek rowerowych, ale zawsze można się upewnić przy tablicach z numerami punktów.


No i dotarłam na miejsce. Culemborg, piękne i stare miasto :) 



Odwiedziłam jak zawsze pasmanterię i polski sklep, a później czas na posiłek regeneracyjny w porcie i czas wracać do domu, bo zamiast 33 km, przejechałam już prawie 40 km.... a do domu trzeba jakoś wrócić :P Jakim cudem? Hmm, google maps niestety ale mimo, ze ma opcję rowerową to chyba nie zna dokładnie holenderskich scieżek :P

,

W drodze powrotnej jeszcze jedne zakupy.


I znowu prom- :)


Wiatrak w Wijk bij Duurstede


I zachód słońca nad Renem.


Reszta trasy lasem już po ciemku, dobrze że mam lampki bo jak auta nie jechały to było ciemno jak w d ...:P

No i tak w cały dzień machnęłam ponad 80 km :D



Dupa ździebko bolała po powrocie, ale siedzieć umiałam jeszcze :P To był super dzień! Na pewno do powtórki!

Xxxx ostatnio nieco się obijam, więc na specjalne życzenie Matkasa Mysie Pysie machnięte jeszcze w maju.

Pierwszy był UFOkiem. Przeleżał przynajmniej z rok . Na takim etapie go porzuciłam...


Od razu widać, że to miś Popcorn :)


A czemu go porzuciłam? No same spójrzcie, te wszystkie lazy dasies. MASAKRA! Przeraziłam się i jeszcze zaczynałam go z przekonaniem, że będą same pełne xxx, a nie jakieś ułamki. Więc jak do nich dotarłam to se dałam spokój.
W maju stwierdziłam, że czas go dokończyć i zrobić też drugiego misia do kompletu. Wiecie przecież, że uwielbiam hafty z haftowanymi ramkami, także te dwa zestawy kupiłam z zamysłem, że stworzą duet :)


Jak już się uparłam to poszło szybko! 4 maja zaczęłam, a 6 maja już miałam gotowy hafcik :)



No i zabawa z kwiatkami. Wyszły naturalnie, czyli niesymetrycznie :P



I french knoty!


Drugiego misia zaczęłam zaraz po pierwszym, czyli 6 maja a skończyłam 9 maja.




Ten był zdecydowanie prostszy :)


Na koniec pobawiłam się tylko z dopasowaniem napisu i umieszczeniem kwiatków w odpowiednich miejscach, żeby wszystko zmieściło mi sie do ramek z Xenosa. Także znikający mazak w ruch i gotowe. Fajnie ktoś wymyślił z tymi ręcznie robionymi papierowymi kwiatkami :)







Zdjecia dupiate, ale cykane na szybko jak się pakowałam we wrześniu na wyjazd do Polski. Misie w kartonie już czekają w moim bardzo własnym M.









I porównanie ze wzorem oryginału. Oba ładnie wyszły :) Kanwa 16ct, haftowane pojedyńczą nitką muliny. Ramki mają okienka na 9 x 9 cm.






A dziś biedna Strzałeczka opuściła naszą rodzinkę. Jutro Rodzicki odbierają nowy samochód, więc wczoraj wieczorem wystawiłam Strzałeczkę na otomoto. No i dziś o 11 już nie była moja. Smutno mi, w końcu tyle razem przejeździłyśmy w Nl, to ona bezpiecznie dowiozła rodzinkę do domu po grillowaniu, zawsze wierna i jeszcze jaka urodziwa. Była z nami prawie 10 lat. No i trafiła z powrotem do tego samego salonu, gdzie ją tata kupował w 2010 roku :) Strzałeczko, dziękuję! Obyś trafiła do dobrego domu!

Tak ją tata wczoraj wypucował! Moja pierwsza limuzyna :D


I ta kultowa sylwetka :) Moje małe kieszonkowe jajo :D


Trzymaj się Mała!


Miłej reszty tygodnia i byle do weekendu! Plany macie? Ja już kombinuję gdzie jechać :D